niedziela, 9 listopada 2014

Cokolwiek ofiarujesz kobiecie, ona odda Ci to z nawiązką

Dość długo mnie nie było. Patrząc na ostatni post widzę, ze był on jeszcze za czasów pięknej pogody, ciepła i słońca na niebie, braku chmur i noszenia szalików.
Pochłonięta pracą nie miałam czasu na pisanie. Za to miałam czas by podumać przez kilka wieczórów i zapisać sobie czym chciałabym się z Wami podzielić. Także zacznijmy od początku. Pierwszą nutą dumania był temat mojego rozstania ( nie czuje jak rymuje :D ). Czasem tak jest, że człowiek leży w nocy i zamiast zasnąć tworzy w swojej głowie zdarzenia i dialogi, które chciałby aby ujrzały światło dzienne. I tak też było w moim przypadku. Zastanawiając się nad tym czy rzeczywiście mogłabym kiedykolwiek wrócić do byłego związku, stworzyłam krótkie opowiadanie. Pisząc ( a raczej trzaskając w klawiaturę ), nie zważając na błędy i lecąc jak pershing, stworzyłam historię, która siedziała mi w głowie.I stwierdzam, że wyszło mi to naprawdę DOBITNIE i całkowicie odpowiedziało na moje pytanie.
Nie przedłużając, zapraszam do lektury ;)



Pukanie do drzwi zastało mnie na kanapie, z książką w ręku i wypiekami na twarzy. Nie lubię gdy ktoś puka do drzwi po nocach. Gdybym była, cholera, papieżem, zakazałabym takiego pukania pod groźbą ekskomuniki.
Mozolnie zwlekłam się z kanapy i podeszłam do drzwi, po drodze rzucając książkę na komodę. Przekręciłam klucz w zamku, a kiedy po otworzeniu drzwi ujrzałam kto za nimi stoi, uśmiechnęłam się mimochodem.
– Cześć – powiedział, jak gdyby nigdy nic.
– Równie dobrze mogłeś tu przyjść z okrzykiem: sajgonki! – odparłam obojętnie, krzyżując ręce na piersi. – Zabrzmiałoby to równie głupio.
– Chcę porozmawiać.
O proszę! Chce rozmawiać? A ja głupia łudziłam się, że zatańczy conge na progu.
– Pozwól, że zgadnę: o nas?
Skinął głową.
– No to rozmawiaj. I nie spoglądaj za moje plecy, nie wpuszczę cię do środka, porozmawiamy tutaj, na progu. W środku jest ciepło i przytulnie. Ciepło wzmaga u mnie nostalgię, a komfort rozochoca, co w tym wypadku nie jest mi specjalnie na rękę.
Spuścił wzrok, pogrzebał w kieszeniach spodni, jakby szukając tam zgubionego wątku.
– Popełniłem błąd – zaczął – oboje go popełniliśmy.
– Mów za siebie…
– … nie powinniśmy się rozstawać.
No jakby mi w mordę dał! Nie powinniśmy, a jednak się stało. Cóż za ironia.
– To było głupie i nierozważne – kontynuował. – Gdybym to wtedy przemyślał, gdybym… Posłuchaj mnie Paula, możemy to jeszcze naprawić…
– Naprawić? – przerwałam, mocniej zaciskając dłonie na ramionach. – Niby jak? Widziałeś ty kiedykolwiek, żebym usiłowała naprawić rozbite lusterko? Otóż nie próbowałam, kupowałam nowe. Nasz związek był takim lustereczkiem, które rozbiło się w zderzeniu z rzeczywistością. Moglibyśmy spróbować je skleić, ale… paskudnie to wygląda. Zostają rysy. Rysy na szkle… Nasze rozstanie jest taką rysą, długą i głęboką.
– To wcale nie tak, wiesz przecież – przeniósł na mnie wzrok, spojrzał mi w oczy. Nie powiem, był w nim jakiś błysk, może nawet płonęła w nim nadzieja na lepsze jutro. Ale ja miałam dużo czasu, by wykoncypować zupełnie inne jutra i inne nadzieje. – Gdybyś tylko dała mi szansę, dała ją samej sobie, moglibyśmy zacząć od nowa, kupić, jak powiedziałaś, nowe lusterko i wygrawerować na nim nasze imiona. Nie mów mi, że nie chcesz…
– Spróbować? Ależ oczywiście! Może od razu wejdziesz do środka, zaproponuję coś
do picia, a potem będziemy całą noc radośnie parzyć się przy herbacie, którą, notabene,
wypijemy po wszystkim. Na to liczysz? Ostrzegam, jeśli się uśmiechniesz, strzelę cię w pysk.
Nie uśmiechnął się, nie spuścił też wzroku. Stał na progu i patrzył na mnie, a na jego
twarzy malował się taki wyraz, jakby dopiero co zjadł bigos i popił go zsiadłym mlekiem.
– Nie na to liczyłem – odezwał się po chwili ciszy. – Po prostu mi ciebie brakuje, było
nam razem tak dobrze. Tak szybko o mnie zapomniałaś? O tym wszystkim co razem
przeżyliśmy, o tych wspólnych dniach i nocach?
Fakt, przecież powinnam pamiętać o tobie do końca życia, mój ty księciu na białym
rumaku. Gdyby rzeczywiście pochodził z rodziny królewskiej, pewnie bym mu uległa. Nie
codziennie książęta proszą o wybeczenie na moim progu…
– A żebyś wiedział, że zapomniałam – hardo zadarłam głowę. – Zresztą, nie
pozostawiłeś mi wielkiego wyboru. Mogłam, rzecz jasna, gryźć się tym w oczekiwaniu aż
staniesz u moich drzwi z bukietem kwiatów i przeprosinami na ustach. Ale ty nie masz
kwiatów, ani nie przepraszasz. Po prostu stoisz jak kołek i opowiadasz o mrzonkach.
– Przepraszam. – Coś musiało być z moją twarzą – choć wydawało mi się, że nieźle
nad sobą panuję – bo po tych słowach natychmiast wbił wzrok w czubki swoich butów.
– Dziękuję. A teraz, jeśli pozwolisz, wrócę do książki. Tobie też polecam, to
pomaga… zapomnieć.
– Zaczekaj – podniósł głos, wyraźnie zaskoczony moją reakcją. – Chyba nie chcesz
tak tego zostawić? Ja naprawdę żałuję. Myślałem, że chociaż to przemyślisz.
– Miałam na to dość czasu – rzuciłam chłodno. – A tobie się dziwię. W mieście jest
wystarczająco, hmm… przybytków, gdzie nie trzeba się kajać od progu, by dostać to po co się
przyszło. Wystarczy gotówka. Jeśli nie masz, pożyczę ci, w imię „starej znajomości”.
– Paula, nie żartuj sobie. Naprawdę mi na tobie zależy.
– Skaranie z tobą – pokręciłam głową. – Raz ci zależy, raz nie zależy, potem znowu…
Widzisz w tym pewną prawidłowość? Skoro teraz ci zależy, oboje wiemy czego spodziewać
się za jakiś czas.
– To nie tak – tym razem to on pokręcił głową. – Zrozum, że…
– Nie – wzruszyłam ramionami – nie zrozumiem. Ale ty możesz spróbować zrozumieć
moje słowa: między nami wszystko skończone. Causa finita, „co było a nie jest…” i jeszcze
kilka innych banałów. A teraz odejdź. I jeżeli faktycznie kiedykolwiek ci na mnie zależało,
nie przychodź już więcej.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi, błyskawicznie przekręciłam klucz w zamku i czym prędzej pobiegłam do salonu, na kanapę. Potem były łzy tłumione przez poduszkę. Potem kilka kurewsko niemiłych słów pod adresem miłości i całej jej progenitury. Nie trwało to długo, wszystko może z dziesięć minut. Kiedy skończyłam, uśmiechnęłam się sama do siebie. Brawo Paula, udało ci się, wytrzymałaś…
A teraz muszę się napić… I napisać do mojego przyjaciela. On zawsze ma pod ręką celną uwagę, dobre słowo czy też światłą – w tego własnym mniemaniu – radę. Szkoda tylko, że jest tak daleko.



Mam nadzieję, że się podobało a teraz wybaczcie ale idę przybić piątkę tej kobiecie w lustrze ;)